Ksiądz Prałat Jan Kwasik kończy 90 lat
Z okazji wyjątkowego jubileuszu 90-lecia urodzin z księdzem Prałatem Janem Kwasikiem, byłym proboszczem parafii pw. Chrystusa Króla w Brzegu Dolnym, rozmawiał Artur Michałek.
Gdyby mi było dane jeszcze raz wybierać drogę życiową – wybrałbym kapłaństwo.
Jak to się stało, że trafił ksiądz do Ligoty Książęcej?
Po święceniach pół roku byłem bezrobotny. Kapłana na parafię musiał zatwierdzić urząd do spraw wyznań. Bez tego kapłan nie mógł pracować. Urząd nie chciał zatwierdzić mnie jako wikarego. Tak trafiłem do Ligoty. 6 grudnia – na św. Mikołaja – dostałem zatwierdzenie. Od tamtej pory św. Mikołaj mi sprzyja, bo do Brzegu Dolnego też trafiłem 6 grudnia.
Często myślę o nieracjonalnym, z ludzkiego punktu widzenia, zachowaniu się rybaków, których Chrystus powołał na apostołów. Gdy usłyszeli proste słowa „pójdź za mną”, natychmiast zareagowali zdecydowanie: poszli, zostawiając swoje łodzie rybackie, swoje domy rodzinne; poszli, chociaż nie wiedzieli, dokąd idą; chodzili za Chrystusem, chociaż nie rozumieli Go. To zdumiewające. Na własny użytek tłumacze sobie, że powołanie ma swój sens w tajemnicy Wcielenia Boga i kapłaństwie Chrystusa.
Czy ciężko było namówić ludzi do wyremontowanie kościoła w Ligocie Książęcej?
Nie, ludzie byli bardzo chętni, przychodzili w dużych grupach. W Ligocie Książęcej byłem młodym mężczyzną, miałem 23 lata, dopiero co ukończyłem seminarium. Samodzielny wikariat i misja odbudowy spalonego kościoła zmobilizowały mnie do działania.
Ludzie przyjechali z miejscowości Ottynia, aby pomagać w odbudowie kościoła, przywieźli wszystkie sprzęty ze swojego kościoła: ołtarz, rozebrany i spakowany w skrzynie, organy, ambonę oraz ołtarze boczne – wszystkie te elementy były neogotyckie, dlatego też w tym stylu odbudowaliśmy kościół. Można powiedzieć, że mieszkańcy wszystko rozebrali, spakowali i przywieźli. Nie było tylko świątyni. To były ciężkie czasy, brakowało materiałów budowlanych, jednak poradziłem sobie z tym, ponieważ zobowiązałem każdą rodzinę, aby postarała się o przydział.
Na plebani były trzy rodziny, musieliśmy zorganizować to tak, aby nikt nie został poszkodowany, zapewnić mieszkańcom lokum. Plebania była zaniedbana, okna wypadały, były też karaluchy. Drobnymi krokami udało się wszystko odbudować.
Kuria wrocławska zaproponowała mi w 1967 roku objęcie Wikariatu Samodzielnego w Brzegu Dolnym z siedzibą w Warzyniu. Objąłem to stanowisko 6 grudnia i znalazłem się w podobnych warunkach jak w Ligocie Książęcej.
Brzeg Dolny stale się rozbudowuje. Jak wspomina ksiądz pierwsze lata tutaj?
Przyjechałem tu z mamą i siostrą. Plebania była całkowicie zniszczona, sanitariaty stały na zewnątrz. Kościółek pw. Wszystkich Świętych był mały, a parafia się rozrastała. Znowu trzeba było starać się o budowę kościoła, co graniczyło z cudem. W budowie pomagało nawet do 150 osób. W czasie Solidarności ludzie się jednoczyli.
Z materiałami było ciężko, ale później było ich tyle, że jeszcze przekazywałem je Rokicie, ponieważ brakowało im wtedy cementu. Przyszedł do mnie dyrektor i spytał, czy mogę go im pożyczyć. Było mi to na rękę, więc podarowałem mu 30 ton materiału, a w zamian Rokita pomogła nam z transportem.
Skąd pochodził projekt kościoła?
Projekt pochodził ze Śląska. Inżynier nazywał się Spojda był z Olesna Śląskiego. Możliwości było dużo, jednak ten inżynier był już znany i jego zięć był technikiem budowlanym. Podobny kościół do tego, który jest u nas, można odwiedzić w Tychach, jednak nasz wyróżnia się tym, że jest piętrowy, ponieważ lekcje religii odbywały się w kościele.
Ksiądz musiał mieć wewnętrzny dar do przekonywania ludzi. Pomimo tak ciężkich czasów ludzie zaufali i poszli za księdzem.
Zaufałem Panu Bogu i to wystarczyło. Gdyby nie wiara i ufność do Niego, to nic by nie było.
W czasie Solidarności kościół przyciągał ludzi. Jak się współpracowało z władzami komunistycznymi?
Tak, to był zryw, ludzie mieli w kościele oparcie. W Ligocie ciężko było dojść do porozumienia, dlatego odszedłem stamtąd po 12 latach. Tutaj przychylnie patrzyli na moje działania, chociaż miałem przykrości, władze były nieprzychylne, mówili: „Ksiądz Kwasik to jest taki, że obieca a i tak swoje zrobi”.
Na konsekrację kościoła przybyło ponad 15 tysięcy ludzi i Prymas Polski Józef Glemp. Czy trudno było namówić prymasa, aby przyjechał do Brzegu Dolnego?
Powiedziałem ludziom: „jeśli wybudujemy kościół w ciągu trzech lat, to zaprosimy do nas prymasa”. Parafianie trzymali mnie za słowo. Do Prymasa Polski Józefa Glempa pojechała delegacja z naszej parafii. Przyjął nas serdecznie i powiedział, że ma tylko jeden wolny termin – 11 listopada 1984 roku. Miał mocno wypełniony kalendarz, ale znalazł się ten jeden, wolny termin. Wszystko zostało tak zorganizowane, aby prymasowi odpowiadało. Przed konsekracją został zamordowany ksiądz Jerzy Popiełuszko, a przyjazd prymasa do Brzegu Dolnego był uzależniony od tego, czy odszukają ciało duchownego.
Gdyby można było cofnąć czas, czy ksiądz wybrałby inna drogę życiową?
Nie, raczej nie. Szedłbym tą drogą dalej. Moi rodzice byli bardzo pobożni i zgodni, dawali mi i rodzeństwu dobry przykład. Modlitwa była obecna w naszym życiu od zawsze. Właściwie to ja najdłużej żyje z rodzeństwa, bo oni żyli w granicach siedemdziesięciu lat. A ja żyję już 90 lat! Zdecydowałem się pójść do seminarium, pomimo że to były bardzo trudne czasy komunizmu. Trwała otwarta walka z Kościołem. Podjąłem decyzję z poświęceniem i odwagą. Święcenia kapłańskie otrzymałem 19 czerwca 1955 roku w Archikatedrze Wrocławskiej z rąk biskupa Antoniego Pawłowskiego z Włocławka.
Jest jeden fakt, który pozwala mi chociaż w części rozumieć moje powołanie: w dniu moich święceń kapłańskich matka powiedziała mi, że gdy jeszcze byłem w jej łonie, codziennie podliła się o to, abym został kapłanem. Moje kapłaństwo zostało więc wymodlone już w łonie matki. Ten fakt również umacnia moją duchowość kapłańską, to znaczy umacnia mnie w przekonaniu o mocy modlitwy oraz o konieczności modlitewnego przeżywania rzeczywistości i patrzenia na świat i życie poprzez modlitwę.
Czy mógłby ksiądz powiedzieć z pespektywy czasu, co jest ważne w życiu?
Najważniejsze są zasady. Dbałość o życie materialne i duchowe. Młodzi teraz nie garną się do ślubów kościelnych. Za moich czasów rocznie było prawie 50 ślubów, teraz są dwa może cztery. W młodych pojawiła się obojętność religijna. Świat się zmienił. Pojawiła się obojętność na sprawy duchowe.
Czy ksiądz pełni jeszcze aktywną posługę kapłańską?
Tak, odprawiam msze święte w koncelebrze, spowiadam. Łagodzę swoich parafian, oni mają szacunek do mojej osoby. Starałem się całe życie być przychylnym i życzliwym. To jest dowód zaufania, które zostało wypracowane przez lata spędzone tutaj. Jeszcze przed złamaniem nogi odprawiałem samodzielnie msze, pogrzeby, chrzciny.
- Cytaty pochodzą z książki „Kościół to Jezus Chrystus i ludzie” wydanej pod redakcją Bogdana Szyszko w 2005 roku. Rozmowę „Człowiek, powołanie, duchowość” z księdzem Janem Kwasikiem przeprowadził Józef Ambroszko.
27 lutego o godzinie 12:00 w kościele pw. Chrystusa Króla odbędzie się msza w intencji jubilata księdza Jana Kwasika. Po mszy zostanie wyświetlony film „Historia księdza Jana Kwasika”.