Jestem z Ukrainy – Yuliia Samaria
W dolnobrzeskiej „Zetce” już od dobrych kilku lat pojawiają się uczniowie z Ukrainy. Można domyśleć się, że nie jest im łatwo. Różnice kulturowe, odmienność zwyczajów i przede wszystkim bariera językowa komplikują codzienne życie. Ale upływający czas pozwolił dziewczętom nabrać wprawy i śmiałości w kontaktach międzyludzkich. Do takiego stopnia, że udało się je skłonić do zwierzeń.
Niepozorna, niewysoka, skromna, niezwykle pogodna dziewczyna o ujmującym uśmiechu to siedemnastoletnia Yuliia Samaria. Pochodzi z miasta Dniepr, jednej z najludniejszych metropolii Ukrainy (ok. 980 tys. mieszkańców) leżącej na wschodzie, na obu brzegach Dniepru i Samary. Z rozrzewnieniem wspomina rudego kotka z czekoladową pręgą, jej wiernego towarzysza zabaw, z którym to kilkuletnia dziewczynka nader ochoczo zacieśniała kontakty. Owego kotka mała Julcia woziła w wózku dla lalek, a w razie zimna zawijała w kocyk. Trudno uwierzyć, nawet samej Julii, że kotek cierpliwie znosił wszelkie czułości, a niekiedy nawet zdarzało się, że po prostu w wózku zasypiał.
Po raz pierwszy Julia przyjechała do Polski w grudniu 2019 roku. I to była miłość od pierwszego wejrzenia. Już wtedy, będąc u swojej mamy, która pracowała tutaj od kilku lat, postanowiła, że za dwa lata naukę będzie kontynuowała właśnie w naszym kraju. I odwrotu nie było. Mimo nacisków ze strony ukraińskich nauczycieli i wątpliwości mamy, decyzja została podjęta. Tak więc to 14-letnia Juleczka właściwie sama zadecydowała o przyjeździe do Polski. I co ważniejsze, nigdy tej decyzji nie żałowała. Polska była dla niej innym i niezwykłym światem, a Polacy ujęli ją życzliwością i serdecznością. Pytana o różnice Julia mówi, że choćby atmosfera w klasie jest inna. Woli być wśród polskich rówieśników, którzy – mimo że jest obcokrajowcem – pomocy nie odmówią, z zainteresowaniem o coś zapytają. Początki w szkole do łatwych nie należały. Tak bardzo była zestresowana, że niewiele pamięta z pierwszego tygodnia nauki. Obawiała się błędów, niezrozumienia. Z czasem nabrała pewności siebie, poduczyła się języka, nawiązała nowe znajomości i teraz zdecydowanie lepiej się czuje. Ma swoje pasje, lubi historię, psychologię, wybiera zazwyczaj kolor czerwony, niebieski, biały. Jej tato pochodzi z Polski, a więc językiem „urzędowym” w domu jest właśnie język polski.
Wojna ją przeraża. Julia stroni od wszelkich wiadomości, nie słucha radia, nie ogląda telewizji. To jej osobisty wybór. Mówi, że jest jej ciężko na sercu, łzy jej się cisną do oczu. Na Ukrainie zostali przecież dziadkowie, przyjaciele i bliscy.
Angażuje się jednak całym sercem w pomoc, tutaj, na miejscu. Sama wyszła z inicjatywą i pomaga Ukraińcom w nauce języka polskiego. Znakomicie sprawdza się w roli „łącznika”, choć przecież języka polskiego uczy się zaledwie od kilku miesięcy. W dodatku ma jeszcze swoją tajną broń w przełamywaniu barier – uśmiech, którego trudno nie odwzajemnić.
Inf.