Myślimy o domu, który jest w Ukrainie
Historia pani Katii z Kowla jest poruszającą opowieścią o opuszczeniu własnego domu w obliczu wojny. Z niepełnosprawną, dorosłą córką poruszającą się na wózku inwalidzkim oraz bliskimi spakowały w walizki swój dobytek i wyruszyły w podróż. Towarzyszyły im ogromne emocje, ale zwyciężyła chęć przetrwania. Wojna jest bezwzględna. Był płacz, gorycz rozstania z bliskimi i znajomymi. Brzeg Dolny to bezpieczna przystań w trudnym czasie wojennej zawieruchy. Zapraszamy do przeczytania o wyczerpującej podróży ze szczęśliwym finałem.
Pani Katio, kiedy przyjechałyście do Brzegu Dolnego?
Przyjechałyśmy do Brzegu Dolnego z Kowla 27 lutego, gdy tylko zaczęła się wojna. Wyruszyłyśmy na samym początku, jeszcze nie było tak dużo wolontariuszy, jak jest teraz. W Chełmie zatrzymałyśmy się, aby odpocząć ze względu na dziewczyny na wózkach. Po takiej długiej drodze były bardzo obolałe. Dla nas było o tyle dobrze, że jechałyśmy swoim samochodem. Przyjechałam z córką, synową i dwójką wnucząt. Jest z nami także Olha, koleżanka mojej córki, również niepełnosprawna dziewczyna poruszająca się na wózku, która przyjechała z mamą. Dziewczyny poznały się na zajęciach dla niepełnosprawnych w Ukrainie.
Jak długo jechały Panie do Brzegu Dolnego?
Jechałyśmy bardzo długo, bo ponad 40 godzin. To była bardzo trudna droga. Podróżowały z nami dwie dziewczyny na wózkach inwalidzkich. Na granicy bardzo długo trzeba było czekać. Ilość samochodów była ogromna. Nie było możliwości szybszego przejścia kolejki, nawet dla osób niepełnosprawnych. Czekały tam starsze osoby, kobiety z dziećmi i niemowlętami. Nie można było się zmieścić, aby przejechać z wózkiem. Wszyscy musieliśmy czekać na swoją kolej.
Dlaczego zdecydowały się Panie przyjechać do Brzegu Dolnego?
Gdy zaczęły wyć syreny oznaczające wojnę, zaczęłyśmy szukać możliwości, gdzie wyjechać. Na początku nie było gdzie jechać. Zwróciłyśmy się do burmistrza Kowla pana Igora Czajki, który pomógł zorganizować nam przyjazd do Brzegu Dolnego w ramach partnerstwa miast. Burmistrz przejmował się tym, jak mija nam droga i czy już dojechałyśmy. My byłyśmy spokojne, bo wiedziałyśmy, że ktoś tu na nas czeka.
Czy czujecie się u nas bezpiecznie?
Bardzo dobrze się tu czujemy. Każdy się nami opiekuje. Wszystko, czego potrzebujemy, na bieżąco otrzymujemy. Tu jesteśmy spokojne, ale w środku czujemy ciągły strach o to, co się dzieje w Ukrainie. Tam zostali nasi mężowie, brat, córka z dwóją dzieci, przecież wszyscy nie wyjadą. Tutaj jest dobrze, ale sercem jesteśmy w naszym domu. Martwimy się o bezpieczeństwo naszych znajomych niepełnosprawnych, jak oni dadzą tam radę w czasie wojny. Myślimy o domu.
Gdy skończy się wojna, wrócicie do Ukrainy?
Tak. Tu jesteśmy bezpieczne, mamy wszystko to, czego potrzebujemy – leki, jedzenie, dziewczyny mają rehabilitacje, szkołę, ale tam jest nasz dom. Pierwszą pomocną rękę otrzymaliśmy od Polski i bardzo za to dziękujemy.
Jak spędzacie tutaj dzień?
Powoli zaczynamy trochę spacerować, ale jeszcze obawiamy się, że zabłądzimy. Dziewczyny są na wózkach, więc nie wszędzie możemy się przemieścić. Z czasem poznamy okolice i będziemy trochę więcej wychodzić. U nas infrastruktura dla niepełnosprawnych jest słabo rozwinięta. Tu jest znacznie lepiej.
Czy chcą Panie przekazać kilka słów mieszkańcom Brzegu Dolnego?
Chcemy bardzo podziękować za gościnność. Szczególnie panu burmistrzowi Pawłowi Pirkowi, że zgodził się na nasz przyjazd z osobami niepełnosprawnymi. Jesteśmy zachwyceni ludźmi w Polsce – są życzliwi, otwarci i chętni do pomocy. Dziękujemy za opiekę na MOSiR Magdalenie Skorupce, Jakubowi Łukojko, wszystkim tym, którzy nam pomagają i oczywiście mieszkańcom Brzegu Dolnego za hojność.