Wspomnienie w 78. rocznicę przyjazdu na Ziemie Odzyskane grupy sybiraków
W Radeczu sybiracy rozpoczęli nowe życie, dni pełne niepewności i nadziei na lepsze jutro. Prezentujemy wspomnienia Marii Sowy, które spisała jej córka Zofia Śnieżek.
Do Brzegu Dolnego grupa sybiraków dotarła 27 lutego w 1946 roku. Z dalekiej Syberii zostali przywiezieni z Zaporoża. Moja babcia Helena Karaban pracowała przy odgruzowaniu Zaporoża, a mama z bratem Aleksandrem pracowali w fabryce aluminium.
Brzeg Dolny im się podobał, ale marzyli o życiu na wsi. W grupie sybiraków były wdowy i kobiety z dziećmi, gdyż ich mężowie nie powrócili jeszcze z frontu. Ich rozmyślaniom przerwał turkot furmanki, którą powoził młody, postawny mężczyzna. Był to sołtys Zeberdowic (obecnego Radecza) Bronisław Jędrzejek. Zatrzymała się przed grupą kobiet z dziećmi, było ok. 10 rodzin. Zobaczył w ich oczach strach i przerażenie. Ze spokojem zaczął mówić wsiadającym na furmankę: „Zawiozę Was niedaleko, tam jest ładna wioska, gdzie możecie rozpocząć nowe życie. Jest budynek szkolny, piękny kościół i cmentarz”.
Kobiety, wsiadając do furmanki, były niepewne swojej przyszłości. Jadąc do wioski, sołtys tłumaczył, że jest tu fabryka chemiczna (obecnie Rokita) i znajdzie się tam dla nich miejsce do pracy. Dalej wskazał filię obozu Gross-Rosen na byłym osiedlu leśnym. Trochę ich to przeraziło, ale jechali dalej po lepsze jutro.
Furmanka wjechała do lasu, a na jego skraju stał drewniany, duży krzyż. Zrobiło to na sybirakach niemiłe wrażenie, gdyż wizerunek Jezusa był przestrzelony kulami. Sołtys wytłumaczył, że wojska rosyjskie, które stacjonowały w Radeczu, urządziły sobie z krzyża tarczę do strzelania. Jednak w krótkim czasie wizerunek został zamieniony, a ten przeszyty kulami zaginął. Dopiero po ponad 70 latach, w czasie remontu w 2023 roku został odnaleziony na wieży kościoła. Został odnowiony i umiejscowiony na cmentarzu w Radeczu, gdzie spoczywają wszyscy sybiracy – to jest też część historii.
Furmanka jechała dalej, wjechali w stary las sosnowy. Kobiety przy krzyżu zaczęły śpiewać pieśń „Pod Twą obronę”. Nagle jedna z kobiet zaczęła płakać. Sołtys nie wiedział, co się dzieje, zatrzymał konie i zapytał: „Co się stało?”. One ze łzami w oczach odpowiedziały: „Pan przywiózł nas tu do lasu do pracy!”. Sołtys speszony całą sytuacją powiedział spokojnie: „Do jakiej pracy? Mało Wam było pracy w Tajdze?”. Trochę to kobiety uspokoiło, ale niepewność została.
27 lutego 1946 roku był pięknym, słonecznym dniem, gdyż tego roku wiosna przyszła bardzo wcześnie. Nadzieja jadącym po lepsze jutro wróciła, gdy furmanka wyłoniła się z lasu i z dala ujrzeli strzelistą wieżę pięknego, gotyckiego kościoła. Dojechali do celu podróży. Niedaleko kościoła, przy starym stawie umyli zakurzone buty i ręce, trochę odpoczęli i zastanawiali się, co będzie dalej, jakie czeka ich jutro.
Sołtys postanowił pomóc w zakwaterowaniu. W prawie każdym domu mieszkali Niemcy. Na widok wynędzniałych sybiraków odpowiadali: „Nie!”.
Sołtys był konsekwentny i wręcz wymuszał na Niemcach zakwaterowanie. Niemcy oferowali najgorsze lokum. Moja mama z bratem Aleksandrem i babcią dostali komórkę, ciemne pomieszczenie. Więcej szczęścia mieli Ci, którzy dostali puste domy.
I tak zaczęło się ich szare, codzienne życie. Tu, na Ziemiach Odzyskanych, doskwierał im głód. Z pomocą przyszedł Powiatowy Urząd Repatriacyjny w Wołowie. W czasie sezonu zbierali grzyby i jagody, które nosili pieszo na targ do Wrocławia. Ratowali się, jak mogli. Niemcy zaczęli opuszczać wieś, co ułatwiło gospodarowanie. Kobiety ponabierały duże areały ziemi, chociaż dzieci im odradzały. Praca na roli była ciężka, nie było maszyn rolniczych, plony były niskie, a trzeba było wywiązać się z obowiązkowych dostaw. Wtedy dotarło do nich, jaki popełnili błąd. Z trudem pozbywali się nadmiaru ziemi.
Do niektórych kobiet z frontu powrócili mężowie. Jednak większość pań było wdowami z dziećmi. Młode pokolenie zaczynało pracę w pobliskiej Rokicie, część podjęła naukę. Ludzie okazywali dla siebie szacunek. Budowali gospodarkę w ciężkich warunkach. Okazywali miłość do Ojczyzny. To byli dobrzy, wartościowi ludzie, którzy zapisali się w karty historii naszej wsi.
Obecnie przy wjeździe do Radecza jest wybudowane rondo, które upamiętnia Pierwszych Osadników Ziemi Dolnobrzeskiej.
My jako mieszkańcy chcemy upamiętnić ich przyjazd tablicą pamiątkową. Już powstały pierwsze kroki w tym celu. Przywieziono duży kamień i złożono go w miejscu ich docelowej podróży. Bardzo chcielibyśmy główną ulicę Radecza nazwać ulicą Pierwszych Osadników, którzy przyjechali nie tylko z Syberii ale również ze Lwowa, Wołynia, Francji.
Myślę, że zrealizujemy te plany, ponieważ sołtys Radecza Ignacy Gajda jest bardzo dobrym społecznikiem i człowiekiem o wielkim sercu, który chce pomóc w tej sprawie. Prężnie działa też Stowarzyszenie Mieszkańców wsi Radecz, które angażuje się na rzecz naszej wsi.
Musimy postarać się, żeby czas nie zatarł śladów historii stworzonej przez ludzi po ciężkich doświadczeniach, które zgotował im człowiek i zły los. Niech ta krótka historia będzie lekcją dla potomnych.
Zofia Śnieżek
„To tylko wspomnienia”
Tam, gdzie beztroskie dzieciństwo
Gdzie lata młodzieńcze i śmiech
Gdzie Ojca głos słychać ściszony
Tam dom rodzinny mój jest
Choć on drewniany i mały
To dla mnie pałacem jest
Ławeczka przy nim stojąca
I matki radosny śpiew
Kręta droga wśród domów
Pochyłych płotów i wierzb
I malw zaglądających do okien
To świat dziecinny mój jest
Nad domem szybuje już bocian
Słowika słychać też trel
I słońce jasno tu świeci
To zabużański mój dzień
W powietrzu czuć zapach chleba
I miodu słodkiego smak
To było moje dzieciństwo
Którego tak bardzo mi brak
To wszystko tylko wspomnienia
Z dziecinnych beztroskich mych lat
Czy jeszcze to wszystko zobaczę
I wspomnę radosny ten świat
Tak zobaczyłam to wszystko
Po długich latach tułaczki
Lecz widok bardzo był smutny
Nie było tam Ojca ni Matki
Ojca pokryła mogiła
Dom porósł starym mchem
Ławeczka była spróchniała
Słowika ucichł trel
To wszystko wspomnienia
Z beztroskich młodzieńczych mych lat
Które tak często przysłania
Z oka płynąca łza